Scroll to top

Jak pracuję z dziećmi…

DZIECKO JEST MAŁYM CZŁOWIEKIEM

Kiedy przychodzi do mnie mały człowiek, bez względu na to ile ma, czy kilka tygodni, czy kilka lat… Zawsze patrzę na całość. Kiedy przychodzą do mnie rodzice z dziećmi często mają za sobą wizyty u psychologów, terapeutów dziecięcych, lekarzy. Pierwszy odruch jaki mam w sobie to patrzę na dziecko… Całym sercem, tylko na nie, bo ono w chorobie nadpobudliwości, zamknięciu, coś chce pokazać. Kiedy patrzę tylko na dziecko nie na krzyczących dorosłych, widzę całość. W całości tego co trudne, dziecko służy najchętniej. Służy rodzicom z miłością, służy rodzinie.

Nie wystarczy posadzić go przy stoliku i przepuścić przez podręcznikowe schematy analizy jego zachowań, odpowiadających danemu wiekowi i tabelkom rozwoju na dany miesiąc życia. Dziecko pokazuje wiele. Każdy gest, każda nadpobudliwość, płacz albo brak płaczu coś pokazują. I terapeuta musi się wsłuchać w te dźwięki i przypatrzeć zachowaniom. Wszystkim. Dziecko jest człowiekiem. Tylko jeszcze małym. Pełnią. I tak traktuję dzieci.

Jest jeszcze jeden ważny bardzo element pracy z dziećmi. W trakcie kontaktu z dzieckiem zdecydowanie silniej niż w trakcie pracy z dorosłymi, przepływa przeze mnie cały wachlarz emocji. Złość, płacz, cisza na przemian z lękiem. I jak ktoś nie umie się na te emocje w pełni otwierać, boi się którejkolwiek z nich to nie uda mu się praca z dziećmi. Bo utknie tam gdzie sam się boi zajrzeć. W pracy z dziećmi czuć to najmocniej. Najlepiej to widać po terapeutach, czy psychologach, którzy nawet czasem nie patrzą na dziecko pracując z nim… Patrzą na jego kartkę z rysunkiem, patrzą na jego nerwowość ukradkiem, ale ani razu nie popatrzą mu w oczy, czy nie usiądą przy nim, nie zwrócą się do niego. Ja wiem, że to jest miejsce, gdzie oni sami utknęli a praca z dziećmi pozwala im tylko dalej tam trwać, zamiast pomagać przeprowadzić dalej.

U MAMY, CZY U TATY NA RĘKACH…

W pracy z ludźmi ma dla mnie znaczenie wszystko. Nawet kto mi powiedział o nich, że przyjdą do mnie. Duże znaczenie ma też, czy dzieci przychodzą do mnie na rękach u mamy, czy u taty. To wiele pokazuje. Ostatnio przyszła do mnie 8 miesięczna dziewczynka. Na rękach u mamy właśnie… Spokojna ponad miarę. Z tak głęboko wypartym, włożonym w ciało służeniem innym, że poruszało mnie to do głębi. Zapytałam czy ja mogę w ogóle tutaj ingerować, patrzeć nawet w to co oni przezywają. Stan malucha ciężki, a mama skupiona nie na dziecku, tylko na swoim bólu, zaczęła opowiadać… Że chcieli mieć jeszcze trzecie dziecko, że nie są gotowi ją pożegnać. Dziecko oddycha, przytula się do niej, w trakcie leczenia… Jest. A ona jest już z nim przy trumnie.

Pojawiła się najpierw we mnie złość na mamę a potem poczułam, że to złość płynąca z losów rodziny, ale też od dziecka, bo mama nie patrzyła na nią od poczęcia jeszcze tylko na coś trudnego.

Zaczęłam pytać, sprawdzać cały czas patrząc na dziecko. Wiele się uwalniało. Maluch zaczął płakać i wyginać całe ciało czego nigdy nie robił… Bo taki spokojny z niej dzieciak przecież zawsze był. Mama puściła płacz z ciała ale nie płacz o córkę tylko płacz o zupełnie inny temat. Dziewczynka patrzyła na mamę z pytającymi oczami. Popatrzyłam na nią i powiedziałam do niej, możesz wrócić na swoje miejsce. A ona popatrzyła znów mamie w oczy i dotknęła jej jakby pytała, czy może. Czy może przestać za nią to nieść. Od tego dnia dziewczynka nie była już taka grzeczna. Zaczęła okazywać niezadowolenie, krzyczeć, płakać. Odetchnęłam z ulgą. I zrobiłam od nich krok w bok, żeby mogły same dalej dać sobie radę w swojej miłości do siebie z tym wszystkim.

USTAWIENIA I COACHING SYSTEMOWY A PRACA Z DZIEĆMI

Dzieci są dla mnie właściwe. Wścieka mnie często to co rodzice i dorośli widzą w dzieciach, nie widząc ich tak naprawdę. Ale wkurza mnie to na chwilę bo ja tak czułam się wiele razy. Jako dziecko. Potem wracam na swoje miejsce, gdzie jestem wykochana, przyjęta w ramiona mamy i niski głos taty wspiera mnie zza pleców… Wracam tak wewnętrznie i wtedy jestem gotowa iść z dzieckiem, czy dorosłym w tej pracy dalej. Co by było gdybym utknęła w miejscu gdzie moja złość na zezłoszczone dziecko przede mną w gabinecie nadal skierowana byłaby na to dziecko. Nic nie mogłabym zrobić. Nic. Gdybym nie umiała zobaczyć, że to jest złość tego dziecka na mamę, że ona na nie patrzy, a potem, na to, że mama nie patrzy bo jest uwikłana, bo na mamę za to nie patrzenie też mogłabym się wściec. Pamiętam taki obrazek. Moja najstarsza córka złamała nogę. Miała 2,5 roku. W szpitalu krzyczała, płakała. Bała się. Nie było z nami jej taty, który jej wtedy i tak w ogóle w życiu bardzo był potrzebny. Poprosiła o gumę do żucia. Dałam jej. Napięcie w ciele na chwilę odeszło. Pozwoliła się utulić. Mi. Nie tacie, bo taty nadal nie było. Na to wchodzi pielęgniarka i zaczyna na nią krzyczeć jak by mnie nie było w tym pokoju, że co za okropne dziecko mają jej rodzice, że tak ją słychać na całym piętrze i zaczyna pchać jej do buzi paluchy i wyjmować na siłę gumę do żucia krzycząc, że jest za mała i że się udławi i umrze, jak wszystkie niegrzeczne okropne bachory. To trwało wszystko kilka sekund ale po nich ja już byłam i ojcem i matką i żandarmem i całą mocą świata ale w dystansie. Zabrałam moją córkę od tej kobiety i wyniosłam z gabinetu nie zważając na czynności jakie rozpoczęła, owijając jej nóżkę bandażem do gipsowania… Poprosiłam inną pielęgniarkę i lekarza. I potem długo się zastanawiałam jak ktoś tak pokaleczony może pracować na oddziale dziecięcym… I ile osób zaznało od niej już takich kolców. Ale to co wtedy zrobiłam wewnętrznie w trakcie jest bardzo podobne do mojej pracy z dziećmi, z ludźmi w ogóle. Ja wewnętrznie wycofuję się z tej sytuacji, żeby móc popatrzeć na całość i wiedzieć co mam zrobić. Gdybym zaczęła pouczać i kłócić się z pielęgniarką, moje dziecko zostałoby samo bo ja patrzyłabym wewnętrznie na tą kobietę a nie na mojego małego człowieka. Nie zobaczyłabym, że najlepsze co mogę zrobić to… wyjść…

Ustawienia są zestawem technik pracy z ludźmi… Ale przede wszystkim są zestawem pracy terapeuty ze sobą w pracy z innymi. I to jest najważniejszy element. Jak się obchodzić z jakimś tematem. I o tyle o ile pewnych technik można się wyuczyć o tyle emocji, fal gorąca i chłodu, bólu nie można… Przez te przestrzenie można przeprowadzić kogoś tylko wtedy kiedy się samemu ma z tymi obszarami kontakt i ma się odwagę przyjąć i przepuścić je przez siebie w całości.

Wtedy możliwe jest poprowadzenie dziecka, rodziców tego dziecka, rodziny całej w inne miejsce, w inną przestrzeń. Tam gdzie jest rozwiązanie, czyli przyjęcie do serca tego na co rodzina nie mogła, nie była w stanie patrzeć do tej pory. W trakcie pracy metodą ustawień, udaje mi się czasem nie widząc na oczy dzieci i pracując tylko z rodzicami, poprawić w znacznym stopniu ich samopoczucie i uwolnić je od napięć z ciała. Potem często przydają się inne terapię np. czaszkowo-krzyżowa, czy masaż uwalniający dalej ciało. Dobrze jest też łączyć te metody pracy w pełnym spektrum, zwłaszcza wtedy kiedy stan dziecka o to tempo i intensywność pracy woła.

DZIECI WIEDZĄ

Patrzę czasem na dzieci i pytam. Co wydarzyło się kiedy się rozchorowałaś. Dziecko patrzy w podłogę i mówi cicho jak by nie pozwalano mu mówić – „ Nic…” I ja już wszystko wiem. Widzę w tym spojrzeniu wszystko. W natężeniu głosu słyszę o co chodzi. W kierunku wzroku i w jego ruchach oczami. We wszystkim. Wtedy zadaję jedno zazwyczaj pytanie trafione w dziesiątkę i dziecko bierze głęboki oddech i rozluźnia ciało. Spięcie puszcza. A dziecko zaczyna mówić. Pozwala sobie być sobą tak jak ja pozwoliłam mu być sobą ze wszystkim z czym do mnie przychodzi, a na co nie pozwalało mu często bycie w swojej rodzieni, gdzie na pewne aspekty nie można patrzeć. Np na zdradę, albo na alkoholizm, albo na słabe wyniki. Albo widzę, że chłopiec jakiego przyprowadzono patrzy na mnie i czuję, że jest na mnie wściekły,        ale wiem, że to nie na mnie jest wściekły, bo my się w ogóle nie znamy. Nic nas nie łączy, wtedy pytam o jego relację z najbliższą mu kobietą jaka jest mama i zazwyczaj okazuje się, że jest trudno. Potem sprawdzam czemu. Czasem wiem od razu, ale nie mogę od razu zapytać. Nie wolno mi często pytać wprost. Czemu? Bo głowa broni swoich bastionów. Głowa potrafi wyłączyć każdą logiczną sugestię, więc zapętlam temat, albo na odwrót tam gdzie zagmatwanie, pytam wprost, żeby rozebrać tajemnicę, ale tylko wtedy kiedy czuję, że mogę. Kiedy czuję, że choroba, wycofanie pozwala dziecku przeżyć… Nie pytam wprost. Dzieci czują. Czy mama straciła, albo usunęła dziecko. Czy rodzice mają inną osobę bliską poza drugim rodzicem. Czy ktoś jest śmiertelnie chory w rodzinie, kiedy się udaje, że nie. Wszyscy wiemy i czujemy o sobie wszystko. To są reakcje naszej podświadomości, która łapie kontakt w dwie setne sekundy kiedy wchodzimy do pomieszczenia, ale to są przede wszystkim moce pola morfinicznego w którym jesteśmy wszyscy ze sobą połączeni, bo jesteśmy energią, falami radiowymi wysyłanymi z naszych organów i nie są to od wielu lat tylko dywagacje psychologiczno-terapeutyczne. To banalne zjawiska fizyki, biochemii i neuromedycyny. A dzieci wiedzą i czują znacznie mocniej niż dorośli.

JAK POMÓC DZIECKU…

Pomagając sobie. Dzieci czują się wtedy odciążone i nie muszą biegać wewnętrznie za mamą i tatą, żeby on albo ona patrzący nie na dziecko ale na inny trudny temat. Zmarłą mamę , albo tatę , długi, nieopłakane, stracone dziecko mogło w końcu poczuć… – widzą mnie. Jak mama albo tata są obciążeni, dziecko staje w miejscu – „ jak pomogę to szybciej na mnie zwróci uwagę, no to może wezmę to na siebie i wtedy będę mieć dostęp do nich… Bo oni będę wolniejsi”. Dlatego często nie spotykam się nawet z dziećmi kiedy pracuję z nimi. Spotykam się z mamą, albo z tatą a tak naprawdę z cała ich rodziną kiedy oni do mnie przychodzą. I robię to chętnie, błogosławiąc każdego dnia, że los zesłał mi te techniki, którymi tak wiele można zdziałać w tak krótkim czasie.

Pięknego macierzyństwa i ojcostwa Wam życzę…
… Ja odkrywam swoje każdego dnia coraz głębiej… Nawet wtedy kiedy się wkurzam i irytuję… To jest życie w całości.. ale w tym życiu nadal dla mnie najważniejsi są… LUDZIE…

Author avatar

_admin

Terapeutka Ustawień Hellingerowskich, coach i trener rozwoju osobistego, pracująca z dziesiątkami ludzi z Polski i z zagranicy miesięcznie i towarzysząca im w ich drodze do osiągania radości i pełni życia osobistego i zawodowego.
X