NIE KAŻDA RELACJA TO PARTNERSTWO.
Nie każda relacja dwojga dorosłych ludzi to związek partnerski. Czasami to układ albo relacja odtwarzająca mechanizm rodzic-dziecko. W relacji partnerskiej obie ze stron starają się wnosić po równo. Zaangażowania w tworzenie tego, co wspólne, i tego czym jest „razem”. Starają się dbać mniej więcej z takim samym zaangażowaniem o wspólną przestrzeń, w jakiej żyją. Wnosić podobne nakłady finansowe. Zajmować dziećmi, jeżeli je mają. Czują się partnerami we wszystkich obszarach życia.
Wtedy, kiedy jedno z nich nie może wywiązać się przez jakiś czas ze swoich dotychczasowych obowiązków, druga strona umie dać od siebie chwilowe, intensywniejsze w tym obszarze wsparcie. Zazwyczaj też ta pierwsza strona, kiedy już staje z powrotem na nogi i może wrócić na swoje poprzednie tory, stara się tej drugiej stronie wyrównać swoją nieobecność. Czy jest to chwilowy brak pracy i zastój w finansach, czy choroba, uniemożliwiająca dbanie o wspólny dom tak jak do momentu pojawienia się jej niedyspozycji.
Niedocenianie siebie w relacji, to nie widzenie siebie nawzajem. Pojawia się ono wtedy, kiedy jedno z pary nie odpępowiło się w pełni od swojej mamy i nadal wewnętrznie jest na poziomie dziecka. Czy ma czterdzieści, czy trzydzieści dwa, czy sześćdziesiąt lat. Towarzyszy osobom, które nie czuły się widziane przez mamę i wewnętrznie stoją przy niej, czekając cały czas na jej uwagę. Takie wewnętrzne patrzenie tylko na mamę, powoduje, że nie mamy koło siebie i w naszym sercu miejsca na dorosłą relację z drugim dorosłym człowiekiem.
Można to zmienić, pracując ze sobą w temacie relacji z mamą. I tak samo dotyczy to sytuacji, w której jest nam do mamy za blisko, jak i wtedy, kiedy jest nam do niej za daleko. I kiedy dzwonisz do niej codziennie, i gdy zioniesz do mamy oceanem złości i nie chcesz mieć z nią żadnego kontaktu.
ZMIEŃ SIĘ W KOŃCU.
Żaden dorosły człowiek nie pozwoli drugiemu dorosłemu na wychowywanie go. Od wychowywania mieliśmy w życiu tylko naszych rodziców i podświadomie nie chcemy, aby ktokolwiek nam ich zastąpił. Kiedy osoba, z którą żyjemy w relacji, zaczyna zachowywać się jak nasz rodzic, nauczając nas życia, zwracając codziennie uwagę, albo też wykonując za nas nasze obowiązki, zaczynamy traktować ją jak rodzica i wszystkie trudne emocje, jakie w nas mieszkają w stosunku do nich, zaczynamy przelewać na partnera.
Jest takie piękne ćwiczenie, które robię często na moich warsztatach dla osób pracujących z tematem relacji. Stawiam naprzeciwko siebie dwie osoby reprezentujące kobietę i mężczyznę, którzy są w związku. Po chwili proszę, aby jedno z nich powiedziało do drugiego: „Zmień się. Coś jest z tobą nie tak”. Ta osoba, do której kierowane są te słowa, zaczyna czuć się atakowana i zaczyna się odsuwać. Przyjmuje postawę zamkniętą i wycofuje się. Kiedy ten komunikat jest zamieniony na „Dziękuję, że cię mam. Dziękuję, że jesteś. Jesteś dla mnie prezentem”. Obie strony zaczynają się zupełnie inaczej czuć. I ta, która wypowiada ten komunikat, i ta, która go dostaje. Ich serca otwierają się na siebie, a ich ciała rozluźniają się. I mimo tego, że robiłam to ćwiczenie już z tysiącami osób, wszystkie pary doświadczające go, czuły dokładnie to samo.
Niezauważanie tego, co robi dla nas druga osoba w relacji, jest zazwyczaj programem. Rodową receptą na relację. Tam, gdzie przy kobietach od wielu pokoleń brakowało mężczyzn, kolejne urodzone po nich kobiety nie będą umiały – nawet kiedy stanie koło nich zaangażowany, odpowiedzialny mężczyzna – docenić tego, co on daje, bo nie mają w sobie uwrażliwienia na takie jakości i męską postawę. Z drugiej strony osoba w parze, która nie czuje, że jej zaangażowanie jest doceniane, zaczyna coraz mniej się angażować, aż w pewnym momencie daje już tylko zupełne minimum.
ZA JEDNĄ KRYTYKĘ, TRZY POZYTYWNE KOMUNIKATY.
Psychologowie badający relacje par odkryli, że jeden negatywny komunikat wysłany od jednego partnera do drugiego jest resetowany dopiero po trzech pozytywnych. Które pary stosują w relacji takie oczyszczające techniki wspierania swojej codzienności? A u ilu par zauważasz te negatywne, oceniające zdania lejące się lawiną, bez wzajemnego doceniania się, zapętlające zamykanie się na siebie nawzajem z każdym dniem, co skutkuje wycofywaniem się ze wspólnej przestrzeni, planów i działań. Wiele można zmienić, przekształcając codzienne nawyki. Ale jest też dużo zachowań, które mamy w genach, we krwi – wyssane z mlekiem matki. Takich, które ile byśmy się nie natrudzili, powtarzają się w naszych relacjach, jak pory roku za oknem.
DOCENIANIE SIEBIE NAWZAJEM.
Naucz swój mózg i ciało, że można inaczej. Ile razy oglądając jakiś film, przyszło ci do głowy marzenie, żeby mieć w relacji tak jak bohaterowie na ekranie. A ile razy zaczęłaś / zacząłeś wprowadzać zachowania imponujących ci postaci w życie. Dzieci umieją się tak bawić. Naśladują postacie z bajek, odtwarzając różne scenki, które głęboko zapisały się w ich emocjonalności, ucząc się tak nieświadomie różnych zachowań.
Docenianie siebie nawzajem w parze, kiedy nie mieliśmy takiego wzorca w rodzinnym domu, jest do wypracowania. Można nauczyć nasz mózg wszystkiego. Zwłaszcza wtedy, kiedy coś pozwala nam poczuć się dobrze, a odczuwanie empatii w stosunku do drugiego człowieka, pozwala podnosić poziom endorfin i czerpać z tego przyjemność. Im częściej kogoś chwalimy i doceniamy, tym i my, i ta druga osoba w naszej obecności, będziemy czuć się coraz lepiej.
DOCENIAMY INNYCH, GDY ZNIKAJĄ.
Jak wiele razy widziałaś, zauważyłeś, że bliska ci osoba zrobiła coś wartościowego, ale w związku z tym, że robi to codziennie, nie powiedziałaś, albo nie pochwaliłeś jej za to na głos. Czasami dopiero kiedy kogoś zabraknie w naszym życiu, potrafimy docenić jego obecność. Gdy współpracowałam z pewną kliniką, do mojego gabinetu trafiały dziesiątki bliskich pacjentów tej kliniki, którzy, dopiero kiedy mąż, żona, mama czy babcia się rozchorowali tak, że nie mogli dawać z siebie tego co dawali wcześniej, umieli zauważyć, jak to było wartościowe. Było też wiele osób, które dopiero po śmierci kogoś dla nich ważnego odkrywali w sobie wdzięczności za samą ich obecność.
NIGDY NIE JEST ZA PÓŻNO.
Na zmianę nawyków. Dobre słowo. Czułość i pracę nad swoimi odruchami czy emocjonalnością, bo uczymy się przez całe życie. A z drobnych gestów składa się jakość naszej komunikacji z innymi, jakość budowanych przez nas relacji, a co za tym idzie – jakość naszego życia. I jak to pięknie ujął Albert Einstein: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko”.